| |
Imię: |
Arakh Ha`an
|
Pseudonim artystyczny: |
Arakh Ha`an
|
Kryptonim operacyjny: |
Dr Gotabor
|
Ranga: |
Ori Ramikad
|
Planeta pochodzenia: |
Coruscant
|
Kolor oczu:: |
głęboki brąz
|
Kolor włosów: |
ciemny brąz
|
Urodzony na Coruscant Arakh wychował się w porządnej, profesorskiej rodzinie, samemu zdobywając również ściśle techniczne wykształcenie - był doskonałym inżynierem, ponadto umiał nieźle nawigować i znał podstawy chirurgii. Przeglądając rodzinne archiwa w czasie zgłębiania losów swojej rodziny natrafił pewnego razu na starą depeszę, w której pojawiało się imię Demagola. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że była to najstarsza rzecz, jaką zdołał w archiwum odnaleźć...
Arakh nie miał pojęcia, kim był ani kiedy dokładnie żył ów Demagol - postać ta nie dawała mu spokoju (zwłaszcza, że jego rodzina nie chciała absolutnie nic wyjawić o tej istocie...). Do czasu, gdy na swej drodze napotkał Mandalorian - a właściwie jednego Mando-nieszczęśnika, który smętnie, w agonii, leżał na chodniku z głęboką kłutą raną tułowia. Naukowiec postanowił zaciągnąć go do swego laboratorium i wykorzystać swe chirurgiczne zdolności, by uratować mu życie. Nie wiedział jednak, że jest obserwowany... Następnego dnia zaskoczyła go pod drzwiami dwójka Mandalorian z miotaczami w dłoniach. Arakh dłużny nie pozostał - ukradkiem zdołał cisnąć na podłogę swoje prototypowe cudeńko - granat elektrostatyczny, obalając na ziemię potężnym wyładowaniem obu wojowników.
Koniec końców zamiary dwóch Mando (po tym, jak ocknęli się po potraktowaniu wynalazkiem inżyniera) okazały się nie takie złe, jak na początku Arakh sądził. Choć wciąż nieufny (zwłaszcza, że podejrzewał, że Mandalorianie będą bardziej agresywni), pokazał im ich brata, leżącego w śpiączce na stole, lecz zdrowego, oraz (później) znalezioną w swym archiwum depeszę. Wojownicy rozjaśnili nieco sytuację - resztę dokończył sam naukowiec, szukając informacji gdzie się tylko da.
Ha'an, nazwisko wtórne, od Haran... "R" usunięte najpewniej w wyniku chęci ukrycia się przed czymś. Lub kimś. Mordercami klanu? Poplecznikami Straży Śmierci? A może, by uniknąć hańby... Demagol... Rodzina Arakha musiała mieć coś wspólnego z Demagolem. Lub Pulsipherem, gdyż Arakh czerwony na twarzy ani włosach nie był. Tak czy owak - jego krewni z najprawdopodobniej tego właśnie powodu wiele, wiele lat temu opuścili macierzystą planetę i osiedlili się w samym centrum galaktyki, szukając bezpiecznego i godnego przyczółku do rozpoczęcia nowego życia.
Dwaj Mandalorianie byli pod wrażeniem umiejętności oraz honoru Arakha, który ocalił życie ich bratu, mimo, że mógł przejść obok i nikt by nie miał mu tego za złe. Do tego fakt, że płynie w nim mandaloriańska krew, skłonił ich do zaoferowania mu propozycji odwiedzenia ich siedziby i ich wodza. A nuż... Powrót do korzeni? Arakh bardzo długo się wahał, ale w końcu podjął decyzję. I poszedł.
Część Mandalorian uznała go za dobrego kompana, część uznała go za miągwę bez mięśni, która bardziej siedzi w książkach i laboratoriach, niż w walce. Stąd decyzja Mandalora - rozkaz wytropienia i schwytania niedoszłego zabójcy Mandalorianina, któremu Arakh ocalił był życie. Lekko przerażony Mando-in-spe postanowił wykorzystać przebranie - swoje alter-ego, Dathomirianina o imieniu Schaku. Przy jego pomocy udało mu się wytropić zabójcę - był to również Mando. Po dwóch potyczkach (pierwszej nieudanej, Arakh zrządzeniem losu ocalił życie, i drugiej - w ruch poszło prototypowe cudeńko Arakha - granat elektrostatyczny), naukowiec zaciągnął nieprzytomnego zbira do siedziby Mandalorian.
Nie był to jednak koniec "kłopotów". Mandalorianie zażądali czegoś jeszcze - walki na śmierć i życie. Oficjalny wyrok śmierci dla słabszego. Biednemu Arakhowi przyszło walczyć z... Tym samym osobnikiem, którego właśnie schwytał. Bez miotaczy, na pięści i noże. Arakh wziął się w garść, starał się bardziej wykorzystywać swój mózg, zwinność i spostrzegawczość niż mięśnie, których zbyt wiele prawdę mówiąc nie miał... W końcu zdołał przygwoździć wroga do ziemi i już zabierał się za zarżnięcie go, gdy Mandalor lekko skrzywił się, prosząc o... Nieupapranie podłogi. Arakh zdarł więc pokonanemu rzemienie mocujące przy boku jedną z pustych kabur i z wolna udusił go.
Naukowiec został w pełni zaakceptowany jako Mandalorianin; przygarnął go klan Ordo. Początkowo przejmował się tym, że zadał komuś śmierć, kompani (oraz Mandalor) jednak dali mu do zrozumienia, iż nie jest to jego ciężar (wyrok wydał wódz), zaś jego honorowa postawa przy uratowaniu życia rannemu Mandalorianinowi czyniła go najbardziej godną istotą do uczynienia tej powinności. Mandalor wręcz zaproponował Arakhowi wykonywanie wyroków na zlecenie. Oczywiście za kredyty. Doskonałe źródło finansowania badań naukowych...
Arakhowi przypadła zbroja oraz broń zabitego przeciwnika. Wykorzystując swoją inżynierskość, naukowiec przerobił stary i ledwo zadający się do użytku zdobyczny pancerz w porządny, czarny 'gam, okraszony malowaniem przypominającym szkielet ludzki. Hełm katowski z wizjerem w formie czaszki oraz unowocześniony, stary miotacz (wyposażony przez Arakha w potężną lampę mikrofalową) dopełniły dzieła. Mandalorianie prędko zaczęli doceniać jego umiejętności pozawojenne - nawigację, moc inżyniera oraz, oczywiście, skuteczne ratowanie rannych przed odejście daleko...
Mam na imię Tomasz. Oddycham inżynierskością na co dzień (pojazdy szynowe, aerostaty, kosmonautyka, promieniotwórczość i fale myriametrowe).
Star Wars były obecne w rodzinie odkąd pamiętam, można powiedzieć, że między innymi na tym się wychowałem ;)
W kadencji 2016 byłem prezesem Studenckiego Koła Astronautycznego Politechniki Warszawskiej. O Manda'Yaim dowiedziałem się właśnie tam, od "lokalnej społeczności Mirialan" oraz Dinuirara, który do organizacji mnie wprowadził. W M'Y chyba najbardziej ciągnie mnie do języka Mando'a - uważam, że branie udziału w tworzeniu czegoś takiego, jak język (nawet "fandomowy") to wspaniała rzecz.
Uprawiam sobie mnóstwo cytryn. Uwielbiam koty (zwłaszcza mojego Bulbora). Mam długą sierść (biada temu, kto mnie nazwie Mandalorianką... :P ), lubię konkretne, mroczne riffy; chociaż dobrze myśli się i projektuje również przy muzyce z lat 80. ;) Kilkakrotnie brałem udział w sesjach zdjęciowych w ramach Pospolitego Ruszenia Fotograficznego. Działam również w Stowarzyszeniu Park Kulturowy Transatlantycka Radiotelegraficzna Centrala Nadawcza w Babicach-Boernerowie, Towarzystwie Miłośników Wrocławia i Klubie Sympatyków Transportu Miejskiego we Wrocławiu.